Kolejna prowokacja Kremla na granicy Sojuszu! W sobotnie popołudnie 13 września 2025 roku rosyjski dron wtargnął w przestrzeń powietrzną Rumunii, zmuszając NATO do natychmiastowej reakcji. Dwa myśliwce F-16 zostały poderwane w trybie alarmowym, by przechwycić intruza. Mieszkańcy regionu przygranicznego otrzymali alerty z poleceniem ukrycia się, a cała sytuacja do złudzenia przypominała incydent, który kilka dni wcześniej postawił na nogi polską obronę powietrzną.
Rosyjski dron nad terytorium NATO. Poderwano dwa myśliwce F-16
W sobotę po południu spokój na rumuńsko-ukraińskiej granicy został brutalnie przerwany. Gdy rosyjskie drony bezlitośnie atakowały ukraińskie porty nad Dunajem, rumuńskie siły powietrzne postawiono w stan najwyższej gotowości. O 18:05 z bazy w Fetesti wystartowały dwa myśliwce F-16. Niecałe dwadzieścia minut później, o 18:23, piloci namierzyli intruza – bezzałogowy statek powietrzny, który bezprawnie przekroczył granicę Sojuszu.
Maszyna była śledzona aż do rejonu miejscowości Chilia Veche, gdzie nagle zniknęła z radarów. Wojsko poinformowało, że dron najprawdopodobniej rozbił się z dala od terenów zamieszkanych, a na miejsce natychmiast skierowano zespoły poszukiwawcze. Rumuński MON podkreślił, że choć sytuacja była pod kontrolą, sam fakt naruszenia przestrzeni powietrznej kraju NATO traktowany jest z najwyższą powagą.
O godzinie 18:23 samolot F-16 wykrył drona w krajowej przestrzeni powietrznej, którego śledził do około 20 km na południowy zachód od Chilia Veche, gdzie zniknął z radarów.
Mieszkańcy usłyszeli alarm. "Myśleliśmy, że to początek wojny"
"Uwaga, możliwe spadające obiekty z powietrza! Szukajcie schronienia!" – taki komunikat o 18:12 zmroził mieszkańców przygranicznego okręgu Tulcza. W telefonach zawyły alerty, a władze nakazały ludziom schronić się w piwnicach, z dala od okien. Dla społeczności żyjącej w cieniu wojny na Ukrainie to był sygnał, że zagrożenie jest realne, a konflikt jest bliżej, niż ktokolwiek by sobie tego życzył.
W mediach społecznościowych natychmiast pojawiły się pełne niepokoju wpisy. "Słychać było myśliwce, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Myśleliśmy, że to początek wojny" – to tylko jeden z głosów, które pokazują, jak rosyjska agresja wpływa na życie zwykłych ludzi na terenie NATO. W tym samym czasie podobny alert RCB i działania prewencyjne podjęto w Polsce, gdzie także poderwano samoloty wojskowe.
Prezydent Rumunii Nicusor Dan podczas Wielkiego Marszu Patriotów w Warszawie 2025 / Fot. Wiki Commons
To nie pierwszy raz. Kreml regularnie testuje czujność Sojuszu
Incydent w Rumunii to niemal kopia tego, co wydarzyło się nad Polską zaledwie trzy dni wcześniej. W nocy z 9 na 10 września kilkanaście rosyjskich bezzałogowców wtargnęło w naszą przestrzeń powietrzną, a część z nich została zestrzelona. Sytuacja była na tyle poważna, że zajęła się nią Rada Bezpieczeństwa ONZ, a w odpowiedzi NATO ogłosiło operację "Wschodnia Straż".
Analitycy nie mają wątpliwości: Kreml celowo testuje czas reakcji i procedury obronne Sojuszu. To niebezpieczna gra, w której Rosja sprawdza, jak daleko może się posunąć, zanim spotka ją zdecydowana odpowiedź militarna. Każdy taki atak dronów Rosja to celowe podgrzewanie atmosfery i próba zastraszenia państw wschodniej flanki NATO.
NATO demonstruje siłę. "Każdy centymetr terytorium będzie broniony"
Odpowiedź NATO była jak z podręcznika – szybka, zdecydowana i pozbawiona wahania. Poderwanie myśliwców w ramach misji Air Policing to jasny sygnał wysłany w stronę Moskwy: Sojusz nie śpi i jest gotowy do obrony 24 godziny na dobę. Obrona powietrzna Rumunii i każdego innego kraju członkowskiego jest nienaruszalna, a reakcja na prowokacje będzie zawsze natychmiastowa.
Choć rumuńska ustawa zezwalająca na zestrzeliwanie dronów w czasie pokoju wciąż czeka na przepisy wykonawcze, błyskawiczna akcja myśliwców mówi sama za siebie. Chociaż Rosja kontynuuje swoje prowokacje, każdy taki incydent kończy się tym samym – demonstracją siły i jedności NATO. Przesłanie dla Kremla jest jednoznaczne: każdy centymetr terytorium Sojuszu będzie broniony.