Tysiące rosyjskich i białoruskich żołnierzy, setki czołgów i warkot myśliwców tuż za naszą wschodnią granicą. Już jutro ruszają manewry ZAPAD, które od lat mrożą krew w żyłach polityków NATO. W cieniu wojny na Ukrainie tegoroczne ćwiczenia budzą skrajne emocje. Czy to tylko pokaz siły, czy może przykrywka do czegoś znacznie gorszego? Pytanie, czy Polska jest bezpieczna, wybrzmiewa dziś głośniej niż kiedykolwiek.
Rosja i Białoruś prężą muskuły. Czym naprawdę jest ZAPAD?
Już sama nazwa – ZAPAD, czyli po rosyjsku "Zachód" – nie pozostawia złudzeń, w kogo wymierzone są te manewry. Oficjalnie Moskwa i Mińsk mówią o ćwiczeniach obronnych, mających testować zdolność do "odparcia potencjalnej agresji".
W tegorocznej edycji, ZAPAD-2025, ma wziąć udział nawet 43 tysiące żołnierzy nie tylko z Rosji i Białorusi, ale też z ponad 20 innych państw, w tym Iranu, Indii czy Mali. To sygnał dla świata: Władimir Putin wciąż ma sojuszników gotowych stanąć u jego boku.
Jednak od lat nikt na Zachodzie nie wierzy w te pokojowe zapewnienia. Choć oficjalne liczby wydają się niższe niż w poprzednich latach, eksperci biją na alarm. Maksym Beznosiuk z Center for European Policy Analysis (CEPA) ostrzega:
Kreml ma długą historię bagatelizowania swoich liczb. Według niektórych szacunków liczba ta może wzrosnąć nawet do 100,000 lub 150,000 żołnierzy.
Propaganda Mińska próbuje mydlić oczy, zapraszając na manewry attaché wojskowych z krajów NATO. Jednak w tle tej dyplomatycznej gry słychać pomruk silników czołgowych i groźby o użyciu broni jądrowej, co minister obrony Białorusi nazwał "ważnym elementem naszego strategicznego odstraszania".
PIOTR KOWALCZYK / SE / EAST NEWS
ZAPAD od lat budzi strach. Pamiętacie, co było ostatnio?
Aby zrozumieć dzisiejsze obawy, wystarczy cofnąć się w czasie. Manewry ZAPAD od dawna służyły Rosji jako demonstracja siły i narzędzie szantażu. W 2009 roku scenariusz zakładał symulowany atak jądrowy na Warszawę. Jednak to, co stało się po edycji z 2021 roku, na zawsze zmieniło postrzeganie tych manewrów.
Zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu ćwiczeń ZAPAD-2021, te same wojska rosyjskie, które oficjalnie "ćwiczyły obronę" na Białorusi, ruszyły na Kijów, rozpoczynając pełnoskalową inwazję na Ukrainę. Jak mówi ekspert ds. wojskowości Egidijus Papečkys, dziś nikt nie ma już złudzeń.
Znamy przypadki z historii, kiedy pod przykrywką ćwiczeń wojskowych był szykowany atak na inne państwa. Weźmy ćwiczenia Zapad 2021. Teraz to jest czymś oczywistym, że w ich trakcie był szykowany atak na Ukrainę.
Dziś nikt nie ma wątpliwości: ZAPAD-2021 było próbą generalną przed rzezią, która rozpętała się kilka miesięcy później.
GENYA SAVILOV / AFP/ East News
"To tylko ćwiczenia" kontra "Przykrywka do ataku". Co mówią eksperci?
Wśród analityków trwa gorąca debata. Część z nich studzi emocje, wskazując, że potężna rosyjska armia jest mocno zaangażowana i wykrwawiona walkami w Donbasie. Artyom Shraibman, analityk polityczny, uspokaja, że w przeciwieństwie do 2022 roku, tym razem nie widać ukrytego gromadzenia sił.
Tym razem nie ma dowodów na to, że dochodzi do jakiegoś ukrytego gromadzenia sił zbrojnych… Siły rosyjskie wydają się być związane walkami w Donbasie i nie dysponują dużymi rezerwami, które mogłyby zostać użyte do nowej ofensywy.
Jednak w internecie nikt nie wierzy w te zapewnienia.
Znowu ta sama śpiewka, a potem czołgi wjadą do kolejnego kraju.
Uspokajajcie dalej, zobaczymy, gdzie się obudzimy za pół roku.
– to tylko niektóre z komentarzy, które zalewają sieć. Polacy pamiętają, co było ostatnio i nie dają się nabrać na kremlowską propagandę.
Druga strona medalu jest znacznie bardziej niepokojąca. Eksperci, tacy jak pułkownik rezerwy Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ostrzegają, że ZAPAD to idealna okazja do testowania polskiej obrony i przeprowadzania prowokacji.
W tym roku do gry wchodzi nowy, przerażający element: szantaż nuklearny. Białoruś, na której terytorium Rosja rozmieściła taktyczną broń jądrową, otwarcie mówi o ćwiczeniu jej użycia.
A w tle majaczy widmo ataku na Przesmyk Suwalski. Ten wąski pas ziemi to pięta achillesowa NATO – jego zajęcie odcięłoby kraje bałtyckie od reszty Sojuszu, tworząc koszmarny scenariusz dla strategów wojskowych.
AKPA
NATO nie śpi. Sojusz odpowiada na ruchy Putina
Zachód nie przygląda się bezczynnie. W odpowiedzi na rosyjsko-białoruskie manewry, NATO uruchomiło własną demonstrację siły. W Polsce i regionie Bałtyku trwają ćwiczenia Iron Defender-25, w których bierze udział około 30 tysięcy żołnierzy. Jak podkreśla Sztab Generalny Wojska Polskiego, ich celem jest "pokazanie jedności, profesjonalizmu oraz konsekwentnego zwiększania zdolności bojowych sojuszników NATO".
Polski rząd poszedł o krok dalej. Premier Donald Tusk, mówiąc o "krytycznych dniach", podjął bezprecedensową decyzję o zamknięciu granicy z Białorusią na czas manewrów. To jasny sygnał wysłany w stronę Mińska i Moskwy.
Zamknięcie granicy z Białorusią pokazuje drugiej stronie, że jesteśmy w stanie podjąć działania.
– komentuje płk Maciej Matysiak. Napięcie dodatkowo podgrzały ostatnie incydenty – wielokrotne naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez drony podczas rosyjskiego ataku na Ukrainę oraz zatrzymanie przez ABW białoruskiego szpiega.
ARIS MESSINIS/AFP/East News
Czy Polska ma się czego bać? Eksperci stawiają sprawę jasno
Bezpośrednia inwazja na Polskę? Dziś ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Ale nikt nie ma złudzeń, że najbliższe dni będą testem nerwów dla polskich żołnierzy i sojuszników z NATO.
Prowokacje na granicy, ataki hakerskie i dezinformacja to niemal pewny element tej gry. Jedno jest pewne: Putin i Łukaszenka znów grają w niebezpieczną grę, a Polska znajduje się w samym jej centrum. I tym razem musimy być gotowi na wszystko. Najbliższe dni pokażą, czy to tylko dyplomatyczne przepychanki, czy może cisza przed burzą.