Podczas gdy ceny mieszkań w Warszawie przyprawiają o zawrót głowy, rząd Donalda Tuska ma prostsze rozwiązanie. Przynajmniej dla swoich. Kancelaria Premiera pracuje nad przepisami, które zapewnią ministrom i wicepremierom darmowe mieszkania. Na koszt podatnika, rzecz jasna.
Ty płacisz za wynajem, oni nie zapłacą ani grosza
Wyobraź sobie, że co miesiąc przelewasz właścicielowi mieszkania kilka tysięcy złotych za wynajem skromnego lokum w stolicy. Zaciskasz pasa, żeby starczyło na rachunki i jedzenie. To rzeczywistość setek tysięcy Polaków, którzy próbują ułożyć sobie życie w Warszawie. A teraz wyobraź sobie, że w tym samym mieście ktoś może dostać mieszkanie zupełnie za darmo, tylko dlatego, że jest ministrem.
To nie jest żart. Kancelaria Premiera (KPRM) pracuje nad rozporządzeniem, które zwolni członków rządu z obowiązku płacenia za najem lokali służbowych. Pomysł jest prosty: ty harujesz na czynsz, a za mieszkanie ministra zapłaci jego resort lub kancelaria, czyli my wszyscy z naszych podatków. Ministrowie będą musieli pokryć jedynie koszty eksploatacyjne, takie jak prąd czy woda. Oderwanie od rzeczywistości? To mało powiedziane.
Nowy przywilej rządu Tuska. Kto dokładnie dostanie darmowe lokum?
Nowe przepisy, nad którymi pracuje rząd Donalda Tuska, mają objąć ministrów i wicepremierów. To rozszerzenie i tak już długiej listy przywilejów. Dziś z mieszkań na koszt państwa korzystają prezydent, premier oraz marszałkowie Sejmu i Senatu. Z kolei posłowie i senatorowie, którzy nie mają własnego lokum w stolicy, mogą liczyć na miejsce w Domu Poselskim lub ryczałt na mieszkanie w wysokości do 4,5 tys. zł miesięcznie.
AKPA
Sytuację jeszcze bardziej absurdalną czyni fakt, że wielu ministrów już dziś nie musi martwić się o dach nad głową w stolicy. Jak zauważa była posłanka Hanna Gill-Piątek, politycy będący jednocześnie parlamentarzystami i tak mają zapewnione lokum:
Szczególnie, że obecnie ma miejsce pewna dysproporcja: ministrowie będący posłami i tak dostają przecież mieszkania, opłacane z Kancelarii Sejmu. Jednak długofalowo trzeba się zastanowić, czy jest sens utrzymywać osiedle za żółtymi firankami, które z jednej strony źle się ludziom kojarzy, a z drugiej, i tak ma niewystarczający standard, by przyciągnąć chętnych
Decyzja rządu wygląda więc nie tyle na pomoc potrzebującym, co na próbę rozwiązania własnego, kuriozalnego problemu.
Oficjalnie "wyrównanie przywilejów", a nieoficjalnie? Chodzi o pustostany w "gierkowskim stylu"
Oficjalne tłumaczenia są mętne, ale prawdziwy powód tej hojności jest wręcz absurdalny. Wszystko wskazuje na to, że rząd ma problem nie z brakiem mieszkań, ale z ich nadmiarem. Chodzi o słynne osiedle rządowe przy ul. Grzesiuka na warszawskiej Sadybie. Pod koniec 2023 roku stało tam pustych aż 30 lokali, a w zasobach nie mieszkał "żaden wicepremier czy minister". Mimo relatywnie niskiej stawki 50,55 zł za metr kwadratowy chętnych po prostu brakuje.
Dlaczego? Być może odpowiedź kryje się w standardzie tych nieruchomości. Jak opisał to były senator Antoni Mężydło, to "raczej styl gierkowski, jak w hotelu", mimo że w latach 2021–2023 na modernizację bloków wydano ponad 5 mln zł, luksusów tam nie ma.
W tej sytuacji rząd wpadł na iście genialny pomysł: skoro nikt nie chce płacić za mieszkania w "gierkowskim stylu", to może ktoś weźmie je za darmo? Oficjalnie mówi się o "ujednoliceniu uprawnień", ale w kuluarach wiadomo, że chodzi o ratowanie wizerunku i budżetu obciążonego przez pustostany. Jak trafnie ujęła to Hanna Gill-Piątek: "Za utrzymanie pustych lokali i tak trzeba przecież płacić". Tyle że teraz koszty te zostaną ukryte pod płaszczykiem nowego przywileju dla władzy.
Fot. Adam Burakowski/East News
Pensja ponad 20 tys. zł to za mało? Tyle zaoszczędzą na darmowym lokum
Wisienką na tym torcie hipokryzji są zarobki członków rządu. Pensja ministra to dziś około 20 tys. zł brutto miesięcznie. Mimo to rząd uznaje, że osoby z takimi dochodami potrzebują dodatkowego wsparcia w postaci darmowego lokum. Tymczasem obecne czynsze na osiedlu Grzesiuka wahają się od 1314 zł do 3837 zł miesięcznie.
Tyle właśnie zaoszczędzą ministrowie, którzy zdecydują się skorzystać z nowego przywileju. Dla zwykłego Polaka to równowartość raty kr8dytu hipotecznego lub całego miesięcznego czynszu. Dla ministra będzie to po prostu dodatkowy bonus do i tak wysokiej pensji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że priorytety władzy są ustawione w bardzo specyficzny sposób – z dala od problemów zwykłych ludzi.
Rząd swoje, a obywatele płacą. Oburzenie to mało powiedziane
Podczas gdy rządzący rozwiązują problem swoich pustych i niemodnych mieszkań, fundując sobie darmowy najem, tysiące Polaków zastanawia się, jak związać koniec z końcem. Kontrast między pensją ministra na poziomie 20 tys. zł a walką o każdy grosz na czynsz czy ratę kredytu jest tak wielki, że trudno nie mówić o kompletnym oderwaniu władzy od rzeczywistości. To nie jest już polityka, to jest farsa. Pytanie tylko, dlaczego to my musimy płacić za bilety na ten spektakl?